Rok 2011 był w moim odczuciu okresem dynamicznego wzrostu popularności nurkowania jaskiniowego w Polsce. Temat z „mitologicznego” przerodził się w istotną gałąź nurkowania zaawansowanego, dostępną prawie dla każdego i czekającą niemal na wyciągnięcie ręki.
Jeszcze do niedawna, w polskim środowisku nurkowym, naturalnym ciągiem rozwoju nurka było wejście na drogę nurkowania technicznego, by ostatecznie stać się nurkiem trimiksowym. Dziś nurkowie z podstawowymi uprawnieniami technicznymi (Technical Nitrox) coraz częściej wybierają ścieżkę nurkowania jaskiniowego przed dalszymi szkoleniami technicznymi. Co więcej, wielu nurków z uprawnieniami rekreacyjnymi decyduje się na podstawowe szkolenie techniczne wyłącznie z powodu chęci zanurkowania w jaskiniach. Jeśli ten jaskiniowy trend potrwa dłużej – nurków jaskiniowych będzie więcej niż nurków trimiksowych. Nie zrozumcie mnie źle – wcale nie uważam, że to coś złego – po prostu zauważam ten trend. Bo jakąkolwiek ideologię dorobić do tego zjawiska – nurkowanie jaskiniowe w Polsce jest w tej chwili po prostu „trendy”.
Zastanawiając się nad tym, myślę, czy aby na pewno jest „zapotrzebowanie” na tylu technicznych nurków jaskiniowych w kraju, gdzie… no właśnie – gdzie można uprawiać ten rodzaj nurkowania? Czy jest to masowa fascynacja hmm… czymś nowym, świeżym, nieznanym większości, niedostępnym dla większości (chodzi o samo postrzeganie, a nie czy faktycznie tak jest), czy może pogoń za swoista wyjątkowością, cokolwiek to znaczy… Myślę, że już w tej chwili został przekroczony magiczny 1%. Wieść gminna głosi, że zaledwie 1% populacji nurków ma predyspozycje do uprawiania nurkowania jaskiniowego. W tym miejscu muszę się wytłumaczyć: w niniejszych rozważaniach nie biorę pod uwagę kwestii nurków spoza jednego procenta, tych nie mających predyspozycji do nurkowania jaskiniowego a jednak je uprawiających – legalnie czy nielegalnie – czytaj: z uprawnieniami czy bez. Swoją drogą, to ciekawy temat na osobną publikację. Czy zatem mając taki potencjał, mamy go gdzie na co dzień wykorzystywać? Nie biorę pod uwagę zagranicznych miejsc, do których odbywają się tak zwane wyprawy. Pod lupę biorę miejsca, gdzie można się wybrać na krótki, jedno czy dwudniowy wypad, aby doskonalić warsztat, czy po prostu zmyć z siebie tygodniowe, życiowe stresy (takie banalne, weekendowe jaskiniowe pluskanie ha, ha). Dodam, że praktycznie wszystkie szkolenia jaskiniowe, te formalne, opierają się na zasadach nurkowania technicznego (w większości bardzo bliskie Hogarthian). W Polsce nikt nie przeprowadza formalnych szkoleń speleo-nurkowania jaskiniowego. Odbywają się mniej lub bardziej zaawansowane szkolenia nieformalne, które jednak mają wymiar marginalny w porównaniu z resztą szkoleń jaskiniowych (typu Technical Cave). Przyjrzyjmy się zatem polskim miejscom do nurkowania jaskiniowego.
Jako naturalne nasuwają się Tatry, bo gdzie szukać jaskiń, jak nie w górach? Mimo ogromnej liczby tatrzańskich jaskiń (kilkaset), syfony (czyli części jaskiń zalane wodą pod strop) możemy odnaleźć tylko w siedmiu z nich (Zimna, Dudnica, Bystra, Kasprowa Niżna, Miętusia, Wielka Śnieżna, Śnieżna Studnia). Co prawda w najgłębszym z polskich syfonów jest imponująca głębokość 70 metrów (ciasne kominy – jeziorko południowe w jaskini Miętusiej), jednak długość tego i innych syfonów w Miętusiej jest niewielka (wynosi od 100 do 200 m). Dla nurka jaskiniowego to 5 – 10 minut płynięcia. W wymienionych wyżej tatrzańskich jaskiniach są zaledwie dwa syfony o długości przekraczającej 200 m (w tym najdłuższy w Polsce naturalny syfon Warszawiaków w jaskini Kasprowej Niżnej o długości 330 m i głębokości 22 m). Syfonów głębszych niż 10 m jest dziesięć, a głębszych niż 30 m – zaledwie trzy. Poza nielicznymi wyjątkami wszystkie te syfony znajdują się wewnątrz jaskiń z trudnym lub bardzo trudnym dostępem. Aby się tam dostać, trzeba być grotołazem i legitymować się przynależnością do speleoklubu. Jaskinie znajdują się na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego i podlegają ochronie (między innymi przez limitowany do nich dostęp). Jest co prawda kilka jaskiń poza Tatrami, ale z racji wielkości syfonów (bardzo krótkie, bardzo płytkie) i trudności dostępności oraz logistyki – mają znaczenie marginalne. Do takich właśnie należą jaskinie na Jurze z najciekawszą z nich Jaskinią Szmaragdową. Można tam zanurkować, ale długość penetracji nie przekracza 10 m, a głębokość nurkowania 5 m. Podobną sytuację zastaniemy w dwóch pozostałych jurajskich jaskiniach. Podsumowując temat polskich jaskiń – nieliczne wyprawy nurkowe, które się tam odbywają są organizowane przez członków speleo-klubów, w większości traktujących syfon jako „problem” do przenurkowania niż cel sam w sobie. Z drugiej strony, jak inaczej można traktować syfon, który ma na przykład 3 m długości i metr głębokości? W żadnym z tych miejsc nie ma możliwości zanurkowania w oparciu o zasady technicznego nurkowania jaskiniowego.
Obok tych kilku naturalnych jaskiń są w Polsce miejsca do nurkowania jaskiniowego pochodzenia antropogenicznego. Mam na myśli wszelkie zalane wodą kopalnie, sztolnie, bunkry, forty, tunele, studnie i inne podziemia zbudowane ludzką ręką. Tu sytuacja wygląda trochę lepiej, choć zdecydowanie nie tak, jak mogłaby sugerować rosnąca popularność technicznego nurkowania jaskiniowego. Wybierzmy się więc na krótką wycieczkę po tych miejscach. Znane i udostępnione do turystyki tajemnicze MRU (Międzyrzecki Rejon Umocniony) kryje w sobie dwa miejsca do nurkowania jaskiniowego, w tym jedno o długości 500 metrów. Gdyby nie limitowany dostęp (w tej części został ustanowiony Rezerwat Nietoperzy) i bardzo długi transport sprzętu (kilka kilometrów) można by je uznać za dobre miejsce do technicznego nurkowania jaskiniowego. W bliskiej okolicy tego obiektu znajdują się częściowo zalane dwa wolnostojące bunkry umożliwiające nurkowania jaskiniowe. Jednak nurkowania w porównaniu do wysiłku organizacyjnego jest zdecydowanie za mało. Podobnie wygląda sytuacja w zalanym bunkrze w okolicy Pisza na Mazurach i niedawno zamkniętym forcie w okolicy Modlina. Trud duży – nurkowania kilka minut. Wędrując z północy na południe, należałoby wspomnieć o starym warszawskim metrze jako miejscu do nurkowania jaskiniowego, w którym zdecydowanie da się nurkować w stylu technicznym. W dodatku dojazd jest łatwy i pod samo wejście, a nawet… do samej wody… Jedyny problem to fakt, że miejsce jest całkowicie niedostępne (zamknięte na kłódkę, na terenie chronionym). No i widoczność pod wodą, nie jest, delikatnie mówiąc, powalająca. Ale miejsce jest! Kierując się na południe – w okolicach Kielc mamy syfony w sztolniach w zboczu góry Miedzianka. Do niedawna był również dostępny fragment kopalni o kilkusetmetrowej długości zalanych korytarzy. Był, gdyż wejście to zostało najnormalniej w świecie, bezczelnie zamurowane! No, ale koniec z tymi niedostępnymi miejscami, choć jest ich wiele i to naprawdę interesujących… W lesie, w granicach administracyjnych Krakowa jest bardzo atrakcyjny, całkowicie dostępny, dość łatwy logistycznie obiekt do nurkowania jaskiniowego. Długość korytarzy wynosi ponad 300 m, a widoczność jest zawsze bardzo dobra. No chyba, że właśnie ktoś przed chwilą zanurkował. Jedyną niedogodnością jest kilkusetmetrowy transport sprzętu przez las. Choć z powodów transportowych polecam nurkowanie w tym miejscu w konfiguracji speleo-nurkowej (konfiguracji francuskiej) – da się tam nurkować w oparciu o techniczne zasady nurkowania jaskiniowego. Docieramy wreszcie do Dolnego Śląska, który jest prawdziwym Eldorado dla nurków jaskiniowych. Nie wchodząc w szczegóły, to temat na osobną publikację, znajduje się tam przynajmniej kilkanaście łatwo dostępnych miejsc do nurkowania jaskiniowego. W większości to stare zalane kopalnie, lub ich fragmenty. Wśród nich są miejsca, w których da się nurkować technicznie. Są również prawdziwe jaskiniowe perełki – miejsca długie, głębokie, ze świetną widocznością…
Mieszkając w Polsce, nie jest tak łatwo regularnie uprawiać techniczne nurkowanie jaskiniowe. A przecież niepodobnym jest robić coś, co nazywamy pasją zaledwie kilka razy w roku. Nie sposób robić tak zwane grube nury, nie trenując regularnie. Czy jest zatem jakaś rada na to? Rada jest prosta. Obok technicznego nurkowania jaskiniowego warto nauczyć się speleonurkowania, czyli nurkowania jaskiniowego w stylu szkoły francuskiej. Dla własnej, egoistycznej przyjemności, a także dla dobra tych, których pozostawiamy przed wejściem do jaskini. Wtedy niemalże w każdy weekend można cieszyć się wspaniałą pasją jaką jest nurkowanie jaskiniowe. Co tydzień odkrywać nowe, fascynujące miejsca, mierzyć się z zimnem, błotem, wymyślaniem dla żony powodów kolejnego bardzo ważnego wyjazdu z kolegami i przyjmowaniem na klatę jej wymówek (kiedy to ostatnio byliśmy u teściowej na niedzielnym obiedzie?). Po takim krajowym, systematycznym treningu możemy śmiało pojechać na Florydę czy do Francji na wymarzone grube nury, które okażą się świetnym relaksem i odpoczynkiem od polskich codziennych „akcji jaskiniowych”…
(NURAS 2/2012)